Poszedłem z kumplem na ryby, był koniec lata, późny wrzesień albo nawet już wczesny październik, więc trochę pizgało. Teren dookoła łowiska był podmokły, bo jakieś k***y rozjeździły ścieżki quadami. Między naszym stanowiskiem (ch*jowym, porośniętym trzcinami, gdzie nijak nie dało się nawet zarzucić) a resztą normalnych stanowisk były jakieś trzy-cztery metry podmokłej ziemi porośniętej trawą. Stwierdziłem, że poświęcę uj***nie sobie butów i spodni, ale przeskoczę to bajoro kilkoma susami i połowię jak człowiek. Okazało się, że to wcale nie była podmokła ziemia, tylko prawdziwe k***a bagno. Tu relacja kumpla, bo dla mnie to były ułamki sekundy. Pierwszy skok - zapadłem się po kolana. Drugi - po pachy. Wyciągnąłem ręce do przodu i złapałem się już twardego gruntu. Wyszedłem, cały przemoczony. Potem odkryłem drogę naokoło...
No! I to jest to!
Murzyni to filmują swoje bójki jakby ADHD mieli. Nie potrafią w ogóle kamery utrzymać prosto i wykadrować. Muslimy to samo - niby twardziele, ale jak kule świstają nad głowami, to filmują co najwyżej kamyki na glebie.
A tu - elegancja! Kumpel tonie w trzęsawisku, ale gość filmuje ostro, zaciera ręce i tylko myśli sobie "ile tych, k***a, piw natrzaskam na Sadolu!"