Bieber to zwykły lamus, który ma się za wielkiego artystę. Nieświadomy mechanizmów rządzących branżą muzyczną zapatrzony w siebie przygłup, który jest zwykłym produktem wytwórni płytowych, obliczonym na dojenie z kasy smarkatych siks. Produkt bezwartościowy i krótkoterminowy (kilka następnych sezonów i zapomnimy o nim, jak wcześniej o Backstreet Boys czy Tokio Hotel).
Jego fanki dorosną, a następne pokolenie będzie już miało innych emo-idoli.